.

.

środa, 23 grudnia 2015

05. Rodzina, to nie tylko więzy kwi. *


           Siedzenie w szpitalu i czekanie na wynik nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, jakie spotykały ją w życiu. Emma od dziecka nie przepadała za szpitalami, jednak sumienie nie pozwoliłoby jej tutaj nie przyjechać, to uczucie było silniejsze, niż jej chęć ominięcia tego budynku szerokim łukiem. Wzięła głęboki oddech przyglądając się drzwiom, za którymi trwała, dość skomplikowana, operacja. Nie powinna wyjeżdżać, dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Jej syn ją odnalazł, nie ważne jakie bzdury opowiadał. Może powinna mu uwierzyć? Przynajmniej postarać się, ale jak można wierzyć w takie rzeczy? Postacie z bajek są tylko wymysłem, zobrazowaniem czyichś marzeń, czy też snów. A ten chłopak? Przyśnił się jej, widziała krew na swoich rękach, to się wydarzyło. Przełknęła ślinę bojąc się myśli, które nieustannie kłębiły się w jej głowie. Tego było za wiele powinna to wyjaśnić, ale jak zacząć tak trudną rozmowę? Ma po prostu podejść i ładnie się przedstawić, wysilić się na uśmiech, który nie będzie tak do końca szczery? Co sobie o niej wtedy pomyśli? Uzna ją za kogoś, kto nie ma wcale uczuć, za zwykłego potwora, który cieszy się z krzywdy innych. Wzięła głęboki oddech i wstała z krzesła podchodząc do mężczyzny.
           Chuck stał tuż przy drzwiach patrząc z niecierpliwością na klamkę. Czekał aż się poruszy, a z drzwi wyjdzie ktoś ubrany w biały, bądź niebieski kitel, możliwe, że ubrudzony krwią. Wiedział, że nie zrazi go ten widok, widział straszniejszą rzecz. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, to nie była jego wina, to kobieta zawiniła, nie patrzyła na drogę tylko gdzieś w dół, ale gdyby jechał wolniej nie doszłoby do tego. Chciał pokazać Lily miejsce, które do niej należało, teraz nie wie, czy dziewczyna przeżyje a to wszystko była jego wina. Bał się myśli, że jego nowa przyjaciółka jednak nie przeżyje. Nigdy by sobie nie wybaczył, że przyczynił się do śmierci niewinnej osoby. Z zamyślenia wyrwała go czyjaś dłoń, spoczywająca na jego ramieniu. Przez pierwsze sekundy ogarnęło go przerażenie, że to lekarz próbuje go pocieszyć i wmówić, że po stracie kogoś bliskiego wszystko będzie dobrze. Podniósł głowę ze zdziwieniem patrząc na blondynkę, która była bliska płaczu. Należało się jej, powinna była uważać. Ktoś cierpi, bo była bezmyślna, egoistyczna. Zacisnął szczękę wpatrując się w nią ze złością. Jego ciepłe, niegdyś czekoladowe oczy teraz były czarne, niczym najgłębsze otchłani, w które chciałby wtrącić Emmę. Wybaczy jej to, co zrobiła dla Lily. Jeśli nie przeżyje będzie chciał zabić Emmę, za to co zrobiła. Zanim kobieta powiedziała cokolwiek zaśmiał się. Kpiący uśmiech, który pojawił się na jego ustach nie należał do miłych gestów, którymi obdarowywał nowo poznane osoby.
- Oszczędź sobie... jechaliśmy, aby Ci pomóc, nie powinniśmy.
           Emma zamarła patrząc na nieznajomego, który wyciąga z torby coś, co przypominało książkę, którą już wcześniej gdzieś widziała. Jej mina wskazywała na to, że wie o czym mówi ten mężczyzna.
           Nagle drzwi się otworzyły a z sali wyszła pielęgniarka delikatnie się uśmiechając. Poklepała mężczyznę po ramieniu informując, że jego przyjaciółka śpi, ale jej stan jest stabilny. Wszystko się ułoży, pozwoliła mu wejść do środka.
           Chuck nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia i przeprosiny ze strony Emmy zostawił ją samą wchodząc do sali. Podszedł do łóżka patrząc na śpiącą dziewczynę i uśmiechnął się delikatnie. Miała taką spokojną twarz i był prawie pewny, że nie cierpi. Wyglądała jak śpiąca królewna, a może nią była? Usiadł na krześle obok łóżka i otworzył książkę na przypadkowej stronie. 
 
***
           Dzieci biegały w kółko głośno się śmiejąc i nie zwracając, chociażby najmniejszej, uwagi na blondynkę siedzącą na jednej z ławeczek, która bacznie się im przyglądała. Nie zauważali tego, że nie wygląda tak jak one. Była zupełnie inna niż otaczający ją rówieśnicy. Niebieska sukienka nie była taka, jaką nosiły dziewczynki, białe kryształki połyskiwały odbijając promienie słońca. Sięgała  do samej ziemi przykrywając niebieskie buciki na małych obcasach. Na rękach miała fioletowe rękawiczki, do łokci, ale nie nosiła ich dlatego, że było jej zimno. Nosiła je z zupełnie innego powodu. Z tego samego, z którego musiała opuścić swój dom. Przez chwilę wydawało się jej, że ktoś się zbliża, nikogo jednak nie widziała. W końcu poczuła czyjąś rękę zaciskającą się na jej ramieniu. Odwróciła głowę wpatrując się w nieco młodszą od siebie dziewczynkę. Miała długie proste włosy przewiązane niebieską wstążką, długi płaszczyk w tym samym kolorze, białe rajstopki i czarne kozaczki. Mimo młodego wieku była ubrana jak młoda kobieta, jedyne co psuło jej poważny wygląd, to dziecięca kokardka podkreślająca kolor jej oczu. Przyjazny uśmiech zawitał na twarzy przybysza. Obeszła ławkę i usiadła na jej brzegu. Zamrugała nie odzywając się, ale z nieznikającym uśmiechem wpatrywała się w dziewczynę z którą usiadła.
           — To ty prawda? Ty jesteś Elsą. Moja ma... słyszałam o tobie. Znaczy, słyszałam o tym co potrafisz. Wyglądasz inaczej, zachowujesz się jak poważna kobieta, ale nigdy nie zaznałaś miłości. Musiałaś opuścić rodzinę, bo nie mogli pogodzić się z tym jaka naprawdę jesteś. To  przykre. Wiem jak się czujesz... możesz mi wierzyć, ale mogę Ci pomóc, ja i moje przyjaciółki. Też spotkały nas nieprzyjemne rzeczy.
           Niebieskooka wydawała się przyjaźnie nastawiona. Elsa domyślała się, że chce jej pomóc, przerwała swoją wypowiedź o matce, więc jej nie miała. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na gościa kiwając głową. Zgodziła się. Nie chciała zostać z tym wszystkim sama. Dopiero teraz zauważyła, że dziewczynka, która do niej podeszła również nie jest podobna ubiorem do rówieśników, była za bardzo elegancka, może po prostu pochodziła z bogatej rodziny. Elsa rozejrzała się dookoła, jakby chciała dowiedzieć się, gdzie teraz jest, jednak to miejsce nie przypominało niczego.
           Nieznajoma się zaśmiała, domyślała się co robi Elsa. Była zagubiona, samotna i smutna. Musiała puścić rodzinę, która jej nie akceptowała, ale wiedziała, gdzie Elsa może trafić, aby nie czuła się dziwnie. Tam, gdzie moce były darem a nie przekleństwem, gdzie ludzie z podziwem będą patrzyli na nowego gościa. Mogła ją zabrać do krainy, z której przybyła, do krainy czarów.
          — Nowy York. Jestem Alice.
           Uścisnęła dłoń, nowo poznanej, koleżanki po czym skinęła głową aby poszła za nią.
Nie zwalniała nawet wtedy, kiedy Elsa mówiła, że już nie da rady iść w takim szybkim tempie, ale Alice doskonale wiedziała, że jej przyjaciółki nie uwierzą w to co zobaczą i to, kogo poznają. Jej nowa znajoma nie zdawała sobie sprawy z tego, że krążą o niej legendy. Najprawdopodobniej miała siebie za potwora, który nie powinien w ogóle istnieć. Prawda była zupełnie inna. Po dość długiej wędrówce znalazły się w pięknym mieszkaniu, niczym z bajki, ale to co ich czekało, było jeszcze bardziej niezwykłe. Alice uśmiechnęła się ujmując rękę Elsy i ciągnąć ją za sobą w stronę lustra. Przeszły przez szybę znajdując się w lesie. 
           Drzewa były wysokie, Elsa zadarła głowę do góry, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Było tutaj cudownie. Nad jej głową przeleciało stado różnokolorowych motyli, cicho trzepoczących małymi skrzydełkami. Po policzkach popłynęły łzy zachwytu, była szczęśliwa, że poznała kogoś, kto pokazał jej coś tak niezwykłego.  Nie mogła uwierzyć, że trafiła w tak cudowne miejsce. Spojrzała na swoją towarzyszkę, chcąc ją zapytać o miejsce, w którym się znalazły, ale nie zdążyła. Przed jej nosem przeleciała strzała trafiając w drzewo za jej plecami. Otworzyła szeroko oczy, przełknęła ślinę i spojrzała  na strzałę nadal nie wierząc w to, co przed chwilą się wydarzyło.
           — Meeerida!
           Alice krzyknęła patrząc w przeciwnym kierunku, aby po dłuższej chwili ujrzeć tam rudowłosą biegnącą w ich kierunku, z przejętą miną i wymachującą rękami we wszystkie kierunki.
           — Alicjo, Alicjo, ja Cię bardzo przepraszam, ćwiczyłam trafianie do celu, ale ja nie chciałam naprawdę nie chciałam, to było kompletnie niezamierzone, moja matka mnie szuka, jeśli mnie znajdzie, będę musiała się bronić i uciekać.... szybko, szybko, szybko uciekać.... obym nie połamała nóg, mogą być mi jeszcze potrzebne, mogę w przyszłości kogoś gonić a na rękach nie umiem chodzić, to jest zbyt trudne... ach Alicjo wybacz.
           Elsa stała jak głaz z otwartą buzią i oczami wlepionymi w gestykulującą postać stojącą przed nią, nie mogła zobaczyć jej twarzy, którą ruszała niemożliwie szybko. Zrobiła krok do tyłu aby uważnie się przyjrzeć dziewczynie. Okrągła twarz była otoczona pomarańczowymi lokami stojącymi w różnych kierunkach i trzęsącymi się przy chociażby najmniejszym ruchu głowy. Duże zielone oczy były zagubione i wydawało się, że nie wiedzą w którą stronę mają patrzeć. Mały nosek zadarty do góry sprawiał wrażenie, że jego właścicielka jest kimś, kto lubił się wymądrzać, ale rudowłosa należała do osób, które kochają dużo mówić, nie zawsze z sensem. Miała na sobie zieloną sukienkę sięgającą do ziemi, na jej plecach Elsa dostrzegła łuk ze strzałami. Rudowłosa stała cicho, ale szybko oddychała wlepiając w nią swoje oczy. Nie trzeba było być mądrym, aby wiedzieć, że dziewczyna chciała powiedzieć coś jeszcze. Wyglądała jak mały skrzat z bujną czupryną a może była skrzatem. Rudowłosa wzięła głeboki oddech, aby po chwili znowu zacząć mówić.
           — Moja matka chce mnie złapać, bo ubzdurała sobie, że powinnam mieć męża, nie lubię mężczyzn, nie to, że jestem jakaś nie teges, chcę biegać po lesie i polować, taka powinna być prawdziwa kobieta, waleczna, dzielna i honorowa. Taka jak ja, wiem... wiem.... a tak w ogóle kim jesteś? Ciesz się, że Mulan za mną nie szła rozwaliłaby Ci głowę szybciej niż byś powiedziała swoje imię, o ile nie jest długie, bo wtedy byś zdążyła, chociaż nie wiem. Mulan jest bardzo szybka.
           Alice pokręciła z niedowierzaniem głową cierpliwie czekając aż jej przyjaciółka skończy to, co ma do powiedzenia, w przeciwnym razie będzie musiała słuchać jej godzinnego wykładu, jak to jest przerywać komuś, w sposób niekulturalny. Wpatrywała się w okrągłą twarz czekając aż się uspokoi i zamknie w sobie euforię.
           — To Elsa... opowiadałam wam o niej, przyprowadziłam ją, bo pomyślałam, że powinniśmy pokazać jej, że ma cudowne moce i powinna być z nich dumna. Może je opanować i zrobić z nich użytek w normalnym świecie.
Merida klasnęła w dłonie podskakując wesoło niczym zając. Cieszyła się z tego powodu, że będzie mogła mówić i uczyć kogoś nowego.
           — Nie wierzę w to, co widzą moje oczy. Chodź musisz poznać naszą siostrę.
           Chwyciła rękę Elsy i pociągnęła za sobą. Biegła zgrabnie omijając przeszkody, korzenie wystające z ziemi, kamienie i małe zwierzątka. Sprawiała wrażenie, jakby suknia w którą była ubrana ani trochę jej nie przeszkadzała.
           Dziewczynki znalazły się w małym domku po parominutowej wędrówce przez las, kiedy tylko weszły ich oczy zwróciły się w stronę stołu na którym były przeróżne potrawy. Indyk nadziany warzywami, 3 rodzaje sałatek, herbaty od owocowych aż po zwykłe, ciastka, galaretki i inne słodkości. Elsa usiadła przy stole pierwsza. Nałożyła sobie dużą porcję indyka a do filiżanki nalała malinowej herbaty. Nadal nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. Nawet nie śniła o tym, że znajdzie osoby, które jej pomogą, których nie zna, a one okażą jej więcej serca niż jej własna rodzina. Kiedy wszystkie zaczęły już jeść do domku weszła kolejna dziewczynka, która nie miała żadnej sukienki. Czarne włosy upięte z tyłu głowy nadawały jej wyglądu dojrzałej kobiety. Ciemne oczy z opanowaniem spojrzały na gościa w niebieskiej sukni. Wzięła głęboki oddech i podeszła do stołu kładąc na nim swój miecz i patrząc na zajadające się dziewczyny.
           — Mulan. Ty z pewnością jesteś Elsa. Mam nadzieję, że wszystko smakuje.
           Prostota jej wypowiedzi sprawiła, że Elsa niechętnie pokiwała głową. Wolała słuchać długich wypowiedzi Meridy niż dziewczyny, którą właśnie poznała. 
           Wszystkie dziewczynki zaprzyjaźniły się ze sobą, uczyły Elsę jak powinna radzić sobie z mocami, wspierały ją i pomagały przezwyciężać tęsknotę za domem i za rodziną. Elsa nie czuła się jak ktoś, komu potrzebna jest pomoc, właściwie przestała się tak czuć, kiedy opanowała swoje zdolności, nauczyła się również innych bardzo ciekawych rzeczy. Strzelała z łuku, wspinała się po drzewach i walczyła niczym prawdziwa wojowniczka. Nauczyła się tropić i polować. Alice, Merida i Mulan zrobiły z niej zupełnie inną osobę, ale jej to nie przeszkadzało. W końcu uznały, że Elsa potrafi wystarczająco dużo, aby wrócić do domu. Na początku nie chciała, ale po długich namowach zgodziła się, uporała się ze strachem i ponownie przeszła przez lustro znajdując się w świecie, do którego trafiła zaraz po wycieczce z domu.
Drzewa nie były już pokryte liśćmi jak wtedy, kiedy stąd odchodziła. Trawa straciła swój piękny kolor i teraz była brzydka i mokra, jakby płakała, że lato odeszło, jednak coś w tym wszystkim nie pasowało, czegoś brakowało, ale Elsa nie wiedziała, do czasu. Alice złapała ją za jedną rękę a Merida za drugą i jednym sprawnym gestem zaciągnęły z jej dłoni fioletowe rękawiczki. Nie wiedziała o co im chodziło, ale Alice pokazała jej ręką ogromną choinkę stojącą samotnie na dużym placu.
           — Te dzieci nigdy nie widziały śniegu Elso. Możesz im pomóc tak samo, jak my pomogłyśmy tobie, wyczaruj im śnieg.
           Elsa uśmiechnęła się i wzniosła ręce do dołu skupiając się. Trawa zaczęła przybierać zupełnie inny kolor, biały. Blondynka szybko wzniosła ręce ku górze, a z nieba posypały się płatki śniegu, które powoli spadały na ziemię, przykrywając rośliny i drzewa białym puchem. Merida klasnęła w dłonie i zaczęła skakać obracając się w kółko i zadzierając głowę do góry wystawiła język łapiąc płatki.
           — Brawo , brawo!
           Krzyczała zachwycając się tym widokiem i ani przez chwilę nie przerywając swojego tańca. Alice położyła dłoń na ramieniu Elsy i uśmiechnęła się szeroko, była z niej na prawdę dumna.
           — Poradziłaś sobie.
           — Jesteście siostrami, ale gdzie wasi rodzice?
           — Jesteśmy siostrami.
           Merida przestała tańczyć i stanęła naprzeciwko Elsy łapiąc ją za rękę. Mulan, która przez cały czas była jakby nieobecna dołączyła do nich stając między Alice i Meridą. Wyciągnęła z kieszeni małe pudełeczko i wręczyła je Elsie. Dziewczyna posłusznie je wzięła i otworzyła. w pudełku znajdował się mały naszyjnik, bardzo śliczny, zawieszka była w kształcie płatka śniegu.
           — Tak na prawdę nie jesteśmy siostrami. Pomagamy sobie, bo nie mamy nikogo innego... pewien mężczyzna kiedyś mi powiedział, że rodzina, to nie tylko więzy krwi i od tamtej pory jego słowa stały się naszym mottem, a od teraz także twoim. Elso, wróć do rodziny. Powiedz im, że nie powinni się Ciebie bać, powiedz im, że powinni Cię kochać tak samo jak twoją siostrę, tak jak ty ją kochasz.
           Po policzkach Elsy pociekły łzy, nie chciała się żegnać, ale Mulan miała racje, powinna wszystkim udowodnić, że nie jest zła, że może być kimś niezwykłym, kimś, kto zasługuje na miłość. Pożegnała się z każdą z nich po czym założyła naszyjnik który dostała. Odprowadziły ją do lustra i popchnęły w jego stronę powodując, że Elsa znalazła się tam gdzie było jej miejsce, gdzie był jej prawdziwy dom — w Arendell 
 
          Zima? A gdzie ona była? Pośród kropli deszczu łomoczących o szybę w którą patrzyła? Na pewno nie tutaj, na pewno gdzieś daleko, gdzie nie mogła oglądać śniegu, tęskniła za tym, za wspólnymi świętami z rodziną, z przyjaciółmi. Nawet własna siostra nie pamiętała, że ona istniała.... nikt już nie pamiętał, a może nie chciał? Anna westchnęła przyciskając głowę do zimnej szyby. Odwróciła się w stronę drzwi z nadzieją, że się w końcu otworzą, że stanie w nich Elsa mówiąc, że nie powinna odchodzić, ale tak się nie stało. Była sama. Ponownie spojrzała na szybę a to co za nią ujrzała spowodowało, że szeroko się uśmiechnęła. Zeskoczyła z krzesełka i pomknęła w kierunku wyjścia. Zbiegła po schodach, na których prawie się przewróciła. Szybko nałożyła swoje kozaczki i złapała płaszczyk zarzucając go na plecy. Wybiegła na zewnątrz wystawiając przed siebie ręce. Myślała, że Boże Narodzenie jest czasem, gdzie nie zdarzy się cud. Spojrzała przed siebie z niedowierzaniem, aby po chwili podbiec do siostry i mocno się do niej przytulić.
          — Elsa!
          — Wesołych Świąt Ann. 
 
***
 
          Chuck zamknął książkę po czym uścisnął rękę Lily. Uśmiechnął się smutno przyglądając się jej twarzy. Miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
 
▬▬▬▬▬▬▬▬ ♣ ▬▬▬▬▬▬▬▬
 

Witajcie kochani.
 
Zanim przejdę do mojego skromnego komentarza, pragnę was wszystkich przeprosić. Przeprosić za to, że mnie tak długo nie było. Nie chcę kłamać, więc sprostuję swoją nieobecność. Brak chęci, brak pomysłu, brak weny. Te trzy powody powinny wystarczyć osobom, które tak samo jak ja mają do czynienia z pisaniem czegokolwiek. Ci, którzy nie do końca wiedzą o co chodzi: pisanie na siłę nie jest czymś przyjemnym, ciekawym. Chciałam, aby pisanie sprawiało mi przyjemność. Musiałam zrobić przerwę, jak widzicie dugą, ale mam nadzieję, że ta moja przerwa dobiegła końca. Nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że nie mam rozpisanego panu opowiadania, wszystko zostaje tworzone spontanicznie, relacje i plany bohaterów w każdej chwili może się zmienić. Moim zdaniem tak jest ciekawiej. Ten rozdział w ogóle miał nie powstać, właściwie to, co jest w nim napisane. Miało być inaczej, ale zmieniłam zdanie z racji tego, że są święta.
Napisanie tego rozdziału było bardzo trudne, cały czas mi coś nie pasowało. Usuwałam i pisałam na nowo i tak parę razy, nie potrafiłam przebrnąć przez ten temat, pomysł był, ale z napisaniem było trochę gorzej. Nie jestem zadowolona, ale to chyba dlatego, że nigdy nie jestem zadowolona z tego co napiszę. Tragedii nie ma, ale to sami ocenicie o ile nie będziecie mnie chcieli zabić za taką przerwę.
Święta... Taki mały prezent ode mnie, miałam dobre intencje, starałam się jak mogłam, wyszło jak wyszło. Ale już o blogu i rozdziale wystarczy, czas na życzenia. Zawsze mam z tym problem, nigdy nie lubiłam składać życzeń, myśleć co mam powiedzieć, ale teraz jest łatwiej, bo mogę długo myśleć. Zacznę od tego, aby życzyć wam dużo zdrowia, bo to ono jest najważniejsze. Pysznej kolacji wigilijnej, świąt spędzonych z rodziną i najbliższymi naszemu sercu, aby te święta były tak magiczne jak sobie zamarzycie. Świetnych prezentów od Mikołaja. Nie zapomniałam również o tych bardziej dojrzałych, maturzystach, dla których te rok będzie decydujący. Zdania matury robaczki, bądź egzaminów zawodowych, jeśli jesteście w technikum, dla młodszych ostania się do wymarzonej szkoły w ogóle, aby plany wszystkich się spełniły a postanowienia noworoczne nie były tylko postanowieniami. ;)
Wszystkiego dobrego kochani ;*
 

Welcome to Storybrook.