.

.

piątek, 7 sierpnia 2015

04. Wypadki chodzą po ludziach.

            To wszystko było takie… nieprawdopodobne. Emma nie mogła uwierzyć, że chłopak ją znalazł. Nawet sobie nie wyobrażał, jak bardzo go rozumiała. Sama została niegdyś porzucona. Próbowała znaleźć swoich rodziców, jednak nie za bardzo się jej to udawało.
            Wzięła głęboki oddech, patrząc na zegar za oknem. Od czasu, gdy tu przyjechała, wskazywał jedną godzinę. Nie ruszał się. Podeszła bliżej, położyła dłonie na jasnym parapecie i wpatrywała się w jego wskazówki. Czas tutaj stał w miejscu. Pokręciła z niedowierzaniem głową. Może powinnam zostać?- pomyślała. Przecież on nie ma nikogo, znaczy ma. Matkę, pani burmistrz. Nie przepadała za tą kobietą, nawet jej jeszcze nie znała, a już pałała do niej niechęcią. Nagle stało się coś, co zaskoczyło blondynkę. Jedna ze wskazówek poruszyła się. Dlaczego? Nagle zegar postanowił się naprawić? Pokazać, że w tym miejscu jest coś takiego, jak czas? Emma zamrugała, wpatrzona nadal w ogromną tarczę zegara. Pytanie nadal błądziło w jej umyśle. Czas ruszył, kiedy ona postanowiła, że zostanie, nie tylko na jedną noc? Coś tu było nie tak. Musi to odkryć. Teraz była zmęczona, nie potrafiła trzeźwo myśleć. Może to wszystko, było głupim złudzeniem? Powinna się przespać, odpocząć, może gdy przyjdzie ranek, wszystko wróci do normy. Przynajmniej taką miała nadzieję.
            Rozebrała się i położyła do łóżka. Ostatni raz spojrzała za okno, na zegar, który wskazywał północ. Lecz co z tego? I tak to nie była prawdziwa godzina. Przecież był uśpiony przez tak długi czas, jednak kiedy tu przyjechała, była dziesiąta w nocy, czyżby zegar nastawił się, kiedy tego nie widziała? To było możliwe. Wyciągnęła na chwilę swój telefon. Zegar dobrze wskazywał czas. Może Henry mówił prawdę, że w tym miasteczku dzieją się niespotykane rzeczy? W końcu kobieta wcisnęła telefon pod poduszkę i zamknęła oczy. Zasnęła.

***

            Blondynka rozejrzała się po ogromnym lesie. Jakim cudem znalazła się w tym miejscu? Coś w głębi niej podpowiadało, że już tu kiedyś była. Znała ten las. Obróciła się wokół własnej osi. Zatrzymała się dokładnie przed ogromnym dębem, z pewnością największym w tym miejscu. Zrobiła parę kroków do przodu i dotknęła kory rośliny. Była ciepła, ogrzana przez promienie zachodzącego już słońca. Poczuła kogoś obecność. Odwróciła się i dokładnie przyjrzała mężczyźnie, który za nią stał.
     — Witaj, Emmo — powiedział ze spokojem, obdarzając kobietę przyjacielskim uśmiechem. Kim był? Znała te czekoladowe oczy i miły uśmiech — jestem… — coś przebiło jego ciało, sprawiając, że bezwładnie zsunął się po włóczni, ubrudzonej jego własną krwią. Powinna mu pomóc? To nie mogło być prawdą.
            Ponownie spojrzała na drzewo. W jego pniu znajdowała się wnęka. Nie było jej tam wcześniej. Wyciągnęła rękę i dotknęła miejsca, gdzie wycięto otwór. Jej umysł ogarnęła ciemność.

***

            Obudziła się. Szybko podniosła do pozycji siedzącej i spojrzała przed siebie. Sen. Jednak tak bardzo rzeczywisty. Zerknęła na swoje dłonie, aby po chwili dostrzec na nich piasek i... krew. Przełknęła ślinę. To był sen. Chciała, aby to był sen, ale czy oby na pewno nim był? Dlaczego miała na palcach krew? To tego chłopaka, którego przebiła włócznia? Nawet nie poznała jego imienia. Dlaczego się tym tak przejmowała?
            Pukanie do drzwi przerwało jej rozmyślanie o nocy. Z dudniącym wciąż sercem wstała i założyła ubranie. Skoro miała tu zostać, musiała sobie coś kupić. Zerknęła na swoje ręce, miała tak powitać swojego gościa? Co się stanie, gdy osoba, która stała za drzwiami, zapyta ją. Zlekceważyła to, nie chciała niecierpliwić przybysza.
            Przekręciła kluczyk i nacisnęła klamkę, aby sprawdzić, kto postanowił z nią porozmawiać. Okazało się, że był to Henry. Nie była zaskoczona. Spodziewała się tego, że wkrótce będą musieli odbyć rozmowę, jednak jak ją znalazł? To dziecko było sprytniejsze niż mogłoby się jej wydawać. Emma otworzyła drzwi szerzej, pozwalając, aby Henry wszedł do środka. Po raz kolejny chłopak pokazał, że przy kobiecie czuje się jak w domu. Usiadł na łóżku i spojrzał na okno, następnie skierował wzrok nią i delikatnie się uśmiechnął.
     — Czas ruszył, to wszystko dzięki tobie — odparł, po czym zdjął swój plecak i kładąc go na kolanach, wyciągnął książkę. Była w grubej oprawie i wyglądała na ciężką. Kobieta bez słowa zamknęła drzwi i usiadła obok syna.
            Przyglądała się, jak otwiera książkę i przekłada strony. Szukał czegoś. Zatrzymał się i wskazał palcem na małe, leżące w zdobionej szafie dziecko.
     — To ty — powiedział to w taki sposób, jakby fakt, że mała dziewczynka leży w szafie, był zwyczajny. Co miała powiedzieć? Co miała zrobić? To wszystko, to miejsce, ona sama, wydawało się być takie nierealne. Powinna wrócić do swojego normalnego domu, zapomnieć o tej sprawie, ale czy oby na pewno chciała? Chciała zostawiać chłopca ponownie? Chciała, aby poczuł się tak, jak ona się czuła przez te wszystkie lata, kiedy bezskutecznie szukała rodziców? Nie mogła ich znaleźć, rozpłynęli się w powietrzu.
     — Emmo, jesteś córką Śnieżki — na początku się tylko zaśmiała, a potem popatrzyła na chłopca. To by wyjaśniało, dlaczego nie potrafiła znaleźć swojej rodziny. Nie mogła uwierzyć w słowa chłopca. To tylko bajki, głupie bajki, które nie powinny być nawet zapisane. — Zła królowa zesłała klątwę na krainę baśni, jednak wróżka powiedziała, że istnieje drzewo, dzięki któremu można przeżyć. Gepetto zbudował z niego zaczarowaną szafę. Twój ojciec włożył cię i odesłał tutaj. Po dwudziestu pięciu latach miałaś wrócić i uratować wszystkich uwięzionych.
            Skoro miała ich uratować, dlaczego więc wszystko było jak dawniej? Nadal siedziała na łóżku w hotelu, do którego nikt nie przychodzi. Rozmawiała z synem, który ubzdurał sobie, że jest wybawicielką. Zastanawiała się, jakim cudem ten chłopak chce z nią rozmawiać, przecież parę lat temu go zostawiła. Ośmiolatek miał wybujałą wyobraźnię, a mało jest teraz takich dzieci. Pokiwała głową, jednak nie potrafiła zrozumieć tego co, do niej mówił. Dlaczego do szafy? Śnieżka nie miała dziecka, przynajmniej tak było w wersji, którą czytała. Zerknęła z uwagą na chłopca, coś ewidentnie przykuwało jego uwagę, krew.
     — Co ci się stało? — jak miała odpowiedzieć na to pytanie? Przygryzła dolną wargę, zastanawiała się nad odpowiedzą, chciała to wyjaśnić. Ale jak?
     — Coś mi się śniło – odparła ze spokojem, nie spuszczała wzroku z Henrego. Czekała na jakikolwiek znak z jego strony... znak, który pozwoli jej na opowiedzenie snu. Nic się takiego jednak nie wydarzyło. Kobieta zrozumiała, że sama to zrobi, nie będzie czekała na reakcje, po prostu opowie mu swój sen. — Byłam w lesie, znałam to miejsce, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Było tam wielkie drzewo... i ten młody mężczyzna. Chciał się przedstawić i nagle... włócznia przebiła jego ciało. Wydawał się taki znajomy. — skończyła i spojrzała na rozmówcę. Nie takiej reakcji się spodziewała. Nie był poruszony ani nawet poruszony tym, co mu opowiedziała. Siedziała z nim w ciszy, po prostu wymieniając spojrzenia. Dźwięk telefonu przerwał milczenie. Chłopak odebrał. Emma nie musiała pytać, kto do niego dzwoni, wywnioskowała to, po smutnej minie chłopaka. Wstał i wyrwał ostatnie strony książki, po czym oddał je Emmie. Zerknęła na ostatnią z nich.
     — Tu nie ma zakończenia. — podniosła głowę przyglądając się synowi, który już stał przy drzwiach.
     — To nie jest koniec Emmo, ta historia toczy się dalej. — wyszedł. Pozostawił z nią tyle pytań. Chciała wyjaśnień, ale po co, przecież nie wierzyła w to, co mówił chłopiec. Brednie, to zwykłe brednie.
            Musiała wyjść, nie potrafiła siedzieć tutaj i rozmyślać o tym, co się wydarzyło w nocy. Czy oby na pewno się wydarzyło? W głowie mętlik, na rękach krew a na łóżku? Na łóżku leżały wyrwane kartki. Przeczyta to później, teraz musi ochłonąć. Odetchnąć świeżym powietrzem. Poszła do łazienki i umyła ręce. Chwyciła swoją czerwoną, skórzaną kurtkę i wyszła z budynku.
           Ulice za dnia wyglądały naprawdę pięknie. Rynek był ogromnym placem, pośrodku stał ogromny zegar, który zaczął wskazywać odpowiednią godzinę. Emma była wybranką? Miała ich wszystkich uratować? Uratować osoby, które tu mieszkały, nie mające pojęcia, kim tak naprawdę były? Postacie z bajek. Nawet, gdy była mała nie wierzyła w te brednie, bo tym właśnie były bajkowe światy, wyobraźnią. Przemierzała chodnik spokojnym krokiem, rozglądając się dookoła. Nagle na kogoś wpadła, kiedy zorientowała się kto stał przed nią, cicho westchnęła.
     — Emmo, muszę z tobą porozmawiać. — Nie miała pojęcia czego ta kobieta od niej chce, ale nie zamierzała jej słuchać. — Nie możesz tu zostać. Henry jest moim synem, nie mogę go stracić. — Kobieta spojrzała na panią burmistrz z niedowierzaniem.
Co ona sobie wyobraża?, pomyślała Emma. Myśli, że dziecko to jakaś zabawka, która do kogoś należy? Kto jej powiedział, że chcę odebrać małego. Sam mnie znalazł, chyba nie było mu dobrze u niej, skoro szukał biologicznej matki.
Emma ominęła kobietę i ruszyła dalej, domyślała się, że tak łatwo nie pozbędzie się ciemnowłosej. Regina była osobą, która zawsze musiała postawić na swoim, nie ważne czy powinna, czy też nie. Nie zależało to od tego czy miała rację, po prostu była urzędniczką. Według niej, każdy urzędnik musiał mieć racje. Kobieta nie powinna nalegać. Chyba nie wiedziała, że jej rozkazy tutaj są niczym? Była burmistrzem dla tego miasta i jego mieszkańców, jednak Emma nie mieszkała tu, po prostu się zatrzymała. Teraz postanowiła, że zostanie, aby zrobić kobiecie na złość.
Nie zwracała uwagi na Reginę, która cały czas przekonywała ją, że powinna stąd wyjechać, nawet w tamtej chwili. Powiedziała, że tu nie ma mieszkań do wynajęcia. Tutaj właśnie popełniła błąd, jeśli o tym powiedziała, to oznaczało tylko jedno. Kłamała. Widocznie bardzo zależało jej na wyjechaniu Emmy z miasta. Dlaczego? Może jednak Henry miał racje? Może dlatego kobieta pragnie ją stąd wygonić? 
Po długich próbach pani burmistrz zrozumiała, że niewiele może tu zdziałać, kobieta ma własne zdanie i nie ma nawet ochoty jej słuchać. Opuściła Emmę i wróciła do swojego domu. 
     — Co za uparta suka, po co tu przyjechała? — warknęła pod nosem, mijając jednego z przechodniów.
Dlaczego biologiczna matka Henrego działała jej na nerwy, powodowała, że Regina czuła się słaba? Bała się, że może coś stracić. Z pewnością nie chodziło jej o syna, obwiała się, że może stracić władzę, coś na co od dawna pracowała... właściwie nie musiała pracować, była tu najważniejsza, wszyscy w miasteczku się jej bali. Tak jak niegdyś. Była silna i przerażająca, niczym Zła Królowa, a ona na prawdę nią była. To ona sprowadziła na mieszkańców na wieczne cierpienie, sama miała żyć długo i szczęśliwie, tak właśnie było, do czasu... wtedy pojawiła się Emma. 

            Budynek był mały, komisariat policji to ostatnie miejsce, do którego chciałaby pójść. Weszła do środka uważnie przyglądając się mężczyźnie, siedzącemu za biurkiem. Podeszła bliżej, niepewnie stawiając kroki na czystych panelach. Było tu na prawdę czysto, a pomieszczenie wyglądało bardziej jak biuro. Mężczyzna w końcu zauważył jej obecność, odłożył gazetę i nachylił się nad biurkiem, opierając o jego blat łokcie. 
     — W czym mogę pomóc? — Miał spokojny, poważny głos, jak na swój wiek. Emma uśmiechnęła się jedynie i podeszła bliżej siadając na krześle naprzeciwko nieznajomego. 
     — Szukam pracy. 
     — Chyba źle pani trafiła... nie prowadzę biura informacyjnego, gdzie może ją pani znaleźć... — odpowiedział, jednak po chwili pokiwał ze zrozumieniem głową, patrząc głęboko w oczy kobiecie. — Chce pani pracować tutaj? - Nic nie odpowiedziała, po prostu pokiwała głową. Jeśli miała tutaj zostać, powinna znaleźć pracę. Chciała poznać Henrego, żałowała, że kiedyś go zostawiła, jednak co miała zrobić? Nie była gotowa na macierzyństwo, na dorosłe życie. Nie była gotowa na samotne wychowywanie dziecka, nie poradziłaby sobie. 
     — Ma pani może jakieś dokumenty, dowód osobisty, paszport, czy cokolwiek innego? — Był spokojny, opanowany, co zaskakiwało kobietę, nie spodziewała się, że mężczyzna tak po prostu ją przyjmie. Może robił to dlatego, że nie było innych chętnych do pracy w policji. Uśmiechał się wyjmując kartkę papieru i podsuwając ją do kobiety. Okazało się, że jest to pewnego rodzaj ankieta, może zgłoszenie do pracy? Wypełniła ją wpisując odpowiednie dane i oddała mężczyźnie. Pokiwał ze zrozumieniem głową i włożył ją do szuflady. Wstał ze swojego miejsca i rozejrzał się po pomieszczeniu. Obszedł biurko i stanął przy kobiecie wyciągając do niej dłoń. 
     — Witam nowego pracownika. — Emma bez wahania wstała i uścisnęła dłoń nieznajomego jeszcze mężczyzny. 
     — Emma Swan. 
— James Graham. — Przedstawił się z zaciekawieniem, patrząc jej głęboko w oczy. — Możesz zacząć pracę od jutra, przyjdź tu o siódmej rano. Teraz muszę cię przeprosić, ale muszę iść na obchód.  
Emma nie czekała aż mężczyzna wyjdzie, pokiwała głową i wyszła z budynku. Teraz czekała ją droga do domu, musiała zabrać swoje rzeczy i wrócić tu przed jutrzejszym dniem. Poszła do hotelu i położyła się na łóżku zamykając oczy. Powinna się zdrzemnąć, odpocząć. Była zmęczona, bała się zasnąć w obawie, że ten koszmar znowu się jej przyśni. Kiedy zamykała oczy, miała przed sobą twarz tego biednego chłopaka. Może to wcale się jej nie śniło? Nie może o tym myśleć. 

            Kiedy otworzyła oczy, za oknem było już ciemno. Czyżby tak długo spała? Nie, to było niemożliwe... a może? Wstała przeciągając się. Była w ubraniu, nie wiedziała, że pójdzie spać, lecz teraz nie było to ważne. Wzięła kluczyki od auta i kartki wyrwane z książki. Ponownie wyszła z pokoju. wsiadła do auta i zapięła pasy. Wyrwane kartki rzuciła na siedzenie obok i ruszyła. 

*** 

            Lily patrzyła w szybę auta, nie odzywając się ani słowem do mężczyzny, który siedział obok. Wierzyła, że uda się jej wrócić do domu, jedynie to jej pozostało. Wiara, która może okazać się niczym.  Zastanawiała się, jaki cel ma w tym mężczyzna, przecież jej nie za, dlaczego jej pomaga? Chce wywieźć ją do lasu, zgwałcić, a potem zabić? Czy osoba wytwarzająca piękne zabawki, byłaby zdolna do czegoś takiego? Nie miała pojęcia, co powinna o tym sądzić. To wszystko wydawało się takie niemożliwe, nie potrafiła uwierzyć, że to co ją spotyka w tej chwili, dzieje się naprawdę. Odwróciła głowę w stronę swojego towarzysza, po czym cicho westchnęła. 
     — Dlaczego mi pomagasz? — zdobyła się na odwagę i w końcu zapytała, nie miała żadnych wątpliwości, że mężczyzna czegoś od niej chce. Oczywiście, zdradził jej swój plan, ale wydawał się taki nieprawdopodobny... po co miał niby kłamać? 
     — Już ci mówiłem, zawiozę Cię do Storybrook, odkryjemy to, kim jesteś. Będziesz mi pomagała  — pokiwała głową i spojrzała na znak. "Witamy w Storybrook".  Mówił prawdę, zawiózł ją tu. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na chłopaka. Położyła swoją dłoń na jego. Mężczyzna odwrócił głowę w jej stronę i delikatnie się uśmiechnął. Powinna mu wierzyć od początku, powinna zaufać. Spojrzała na drogę, jednak oślepiło ją światło pojazdu naprzeciwko.
            Chuck zaczął hamować, jednak mu to nie wychodziło. Raptownie skręcił w prawo. Opony zapiszczały na asfalcie, po czym samochód walnął w drzewo. Liliane mimo zapiętych pasów, nie utrzymała się w siedzeniu. Wyleciała przez przednią szybę. Chuck szybko odpiął pasy i wyszedł z samochodu, podchodząc do kobiety. Widok zakrwawionej blondynki leżącej na masce samochodu, wprawił go w przerażenie. Jedna z połamanych gałęzi drzewa, tkwiła w boku dziewczyny, przybijając ją do maski samochodu. Co miał zrobić? Przyłożył jej palce do szyi. Odetchnął z ulgą, wyczuwając jej puls. Po chwili obok mężczyzny zjawiła się kobieta. Zasłoniła dłońmi usta, przyglądając się osobie przybitej do maski. 
     — Niech pani zadzwoni po karetkę! —  Chuck krzyknął, odwracając się w stronę kobiety. 

***

            Emma nie potrafiła nic zrobić. Stała wpatrzona w samochód i tę biedną dziewczynę. Co ona zrobiła. Po cholerę* czytała to, co dał jej Henry w czasie jazdy? Podeszła bliżej i ścisnęła zakrwawioną dłoń kobiety. Wszystko było we krwi. Po chwili dotarł do niej krzyk. Kiedy mężczyzna się odwrócił, otworzyła usta nie mogąc uwierzyć w to co widzi. To on. Oderwała ręce od nieprzytomnego ciała i spojrzała na nie. Były we krwi, krwi, którą widziała rano, gdy się obudziła.
 
 _____________________ . ♣ . _____________________

 

Rozdział 4 uważam za napisany... tak! 
Duże opóźnienia, jednak nadal uważam, że jest to najgorszy rozdział, jaki udało mi się napisać na tym blogu. Nie mam pojęcia dlaczego tak uważam, ale przyznacie mi racje... szału nie ma, tyłka nikomu nie urwie, jednak poprawianie nic nie pomoże, nie jestem zadowolona... Możliwe, że wymożecie sądzić inaczej. 
Sądząc po gifach, czy rozstaniemy się z Lily? Bidna kobieta. Tak uwielbiam uśmiercać postacie. ;p 
Pragnę podziękować również pewnej osobie, która poprawiła te wypociny i miała na to czas i chęć, jestem na prawdę wdzięczna. Galu to dla ciebie....

Przejdę do spraw organizacyjnych i kończę swoje gadanie: 
1 ♦ Szablon
Jak możecie zauważyć wprowadziłam na blog nowy szablon, który już się nie zmieni obiecuję, oczywiście nie jest jeszcze do końca opracowany, jednak będę starała się go poprawić i doprowadzić do wymarzonego stanu. Włożyłam w niego dużo pracy i czasu. Najbardziej jestem zadowolona z nagłówka, który pokazuje wszystkich bohaterów, którzy pojawią się w pierwszej części mojego opowiadania. Wykonałam go samodzielnie.
2 ♦ Bohaterowie.
Stworzyłam podstronę, w której znajdują się bohaterowie, mogę powiedzieć z ręką na sercu, że jestem z niej dumna. Znajdziecie na niem również spojlery i inne duperele dotyczące nadchodzących rozdziałów, nowych bohaterów i innych ciekawych, według mnie, rzeczy.
3 ♦ Muzyka
Muzykę, którą możecie usłyszeć w tle pochodzi ze ścieżki dzwiękowej do serialu „Dom grozy”

4 komentarze:

  1. JEJ ! Tak długo wyczekiwałam na nowy rozdział i nareszcie się doczekałam ! :D Nie mów mi tutaj, że jest najgorszy, bo ja i tak ci nie uwierzę. Z resztą przeczytałam i wiem swoje ! ;p
    BTW, jak mogłaś to Lily zrobić ?! ;O
    Z niecierpliwością kochana czekam na następny rozdział ! <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, starałem Ci się chociaż trochę pomóc i mam nadzieję, że tego podołałem.
    Rozdział nudny? Nie określiłbym tego tak, może raczej zagłębiający czytelnika w fabułę. ;) Z czasem będziesz zmieniała zdanie... ja to wiem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku się wkurzę! Jak Ty robisz tak piękne szablony?! Rezerwuję Cię na jeden! Żadne "nie" nie wchodzi w grę! Haha <3 Jednak muszę przyznać, że zakochałam się w pierwszym. Kiedy na głównym planie był Kapelusznik...no cóż, mam słabość do niego!
    Okej. Teraz treść. Będę szczera, bo nie mam po co słodzić. Rozdział wyszedł Ci dość chaotycznie. Dużo się dzieje. Emma... jest trochę zagubiona, to zrozumiałe, lecz jej wypowiedzi świadczą również o zagubieniu w tekście. Wydaje mi się również, że na początku w ogólnie nie brała pod uwagę tego, że to co mówił jej syn jest prawdą. U Ciebie jednak jakby od początku w to wierzy. Spróbuj pokazać, że w to wątpi. Bo tylko wtedy wyprawa Chucka i możliwa śmierć Lily będzie niepotrzebna.
    Mamy coś wspólnego! Również uwielbiam uśmiercać moich bohaterów. Coś czuję, że z Tobą nie będę się nudzić! :)
    Teraz przejdźmy do tych milszych spraw. Czyli ogólna fabuła, którą tutaj bardzo ładnie przedstawiłaś. Podoba mi się pomysł snów. Oczywiście końcówka mnie zaskoczyła, ponieważ nie powiedziałabym, że to Chuck mógłby być tym nieznajomym.
    Oczywiście zaraz wpadam do zakładki z postaciami. Trochę spojlerów dobrze mi zrobi! Przynajmniej ukoi moją ciekawość :)
    Na koniec chcę Ci życzyć dużo weny! Znasz już datę publikacji kolejnego rozdziału?

    Również chcę Cię zaprosić do mnie. Jeśli interesujesz się światem HP i ciekawi cię parring Dramione, to znajdziesz tu coś dla siebie! http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Welcome to Storybrook.